niedziela, 31 stycznia 2016

29. Odkrycia

Dzięki chorobie Rózi dokonałam kilku odkryć. Jednym z nich było  pudełko z farbami i przyborami ze studiów (tak, wiem-są prawie pełnoletnie). O ile o żywot akwareli byłam raczej spokojna, bo i cóż miało się w nich zepsuć, to akrylom choćby nawet Windsora nie dawałam żadnych szans. Otóż myliłam się ogromnie. Żyły, co prawda życiem sukulentów, ale dały się zreanimować kroplą wody. Mogłyśmy zatem sprostać ortodoksyjnym wymaganiom Pana Robótki względem zamalowywania folii bąbelkowej utrefionej w kształt kaktusa. 
Kolejne odkrycie dotyczyło kota. Zdurniał był na stare lata ( a może zapach ze studiów, będący wszakże zapachem jego dzieciństwa wywołał u niego regres osobowości). Z pełnym rozpędem wpadał między farby i namiętnie wwąchiwał się w tubę kleju. 
Miałam więc okazję poobserwować jak klej Magic wspaniale onduluje kocie wąsy. 
A na koniec odkryłam (po raz kolejny), że fajnie jest mieć córkę jako pretekst do robienia tych wszystkich pierdół z recyklingu. 
Zostałyśmy właścicielkami kilku kamieniczek. Nieruchomości to zdecydowanie dobry kierunek rozwoju. 





4 komentarze:

  1. Cudne!
    Ja już nawet nie udaję, że takie akcje organizuję dla dzieci! Oni są zainteresowani tak max 15min, za to ja zawsze świetnie się bawię!;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Się umówimy i sobie zrobimy sesyjke z malowaniem kamyczków i pudełek. Bez niewdzięcznych bachorów! Założę się że Róż zobaczy kolegę i też się wypnie na sztukę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń