niedziela, 29 maja 2016

54. Już nigdy

Róża wkroczyła w etap demonstracji rozwiązań radykalnych. Niespecjalnie robią one na mnie wrażenie z racji długoletniego, ba! - idącego w dekady treningu z jej szanownym ojcem, który z zasady "wszystko albo nic" habilitację robił. Tym niemniej coraz częściej jestem informowana że " W TAKIM RAZIE NIE BĘDĘ JUŻ NIGDY WIĘCEJ..." Jak sie łatwo mozna domyślić, jest to puenta dialogów w ktorych dziecię żąda a mać ma dać. Absolutnym zwycięzcą w rankingu szantaży uprawianych do tej pory jest zadanie oznajmiające o kategorycznym zaprzestaniu córkowania. Groźnie? No właśnie! Tak więc nie miałam córki przez jakiś kwadrans, po czym jej przeszło. Dokładnie tak jak nigdy więcej niejedzenie, niesikanie, niegranie w klasy itp.
[Gdy groźba nie pomaga, można próbować się poryczeć, sęk w tym że tępy rodzic nie reaguje, należy więc wówczas podejść do ignoranta, i wysyczeć mu w twarz : JA TU PŁACZĘ!]
Dzisiaj niechcący (mam nadzieję) Róży udało się zrobić na mnie wrażenie podczas negocjacji:
Ja: - Głowę ci umyję podczas kąpieli
R: - Nieee! Tylko nie głowę w kąpieli!!!
Ja: - A jak? Może zaproponuj inne wyjście!
R: -  Proponuję wyjście ...z łazienki!
I WYSZŁA.
Doceniłam i odroczyłam do jutra.
Na wszelki wypadek nie będę za wiele mówić, bo się mi skubana wyrabia.

piątek, 20 maja 2016

53. Urorurodziurodziny

Zbliżający się Dzień Dziecka uczynił wszystkie okoliczne sklepy niebezpiecznymi dla portfela labiryntami. Z półek i regałów strategicznie rozmieszczonych na drodze kupujących, wypiętrzają się stosy maskotek, klocków, pojazdów, jajek niespodzianek i wołają o przygarniecie. Róża wyraża gotowość przygarnięcia, my gotowość ucieczki. Zważywszy na fakt że nie dalej jak pięć dni temu, przez półtorej godziny rozpakowywała stosy prezentów urodzinowych, muszę powiedzieć, że okiełznywanie pożądań nie jest mocną stroną Różki. Goście urodzinowi doskonale zorientowani w gustach szanownej jubilatki nanieśli sporo insygniów koronnych z pozłacanego plastiku, pełne wory cekinowych ozdób, skrzydła wróżki z tęczowym brokatem, pół stajni kucyków oraz kilka rodzajów kuferków piknikowych w klimatach narodowych upodobań kulinarnych ( mój faworyt logowany bajką "Masza i Niedźwiedź" w komplecie zawiera lufki do wódki, oraz patelnię i rybę ). Uważam wobec tego, że odmowa nabycia kolejnej zabawki jest sluszna, a nawet konieczna, mimo że Rozamunda ma na ten temat całkowicie odmienny pogląd.
Wracając do urodzin, które wyczekiwane od dawna nareszcie nastąpiły, zostały przez nasze dziecko nazwane Najlepszymi W Jej Życiu. Mimo uprzednio snutym scenariuszom, nie musieliśmy bukować biletów w Operze Wiedeńskiej. Obleciało salą zabaw z kulkami i stałym scenariuszem totalnej glupawki na trampolinach, malowania gąb wedle życzenia, oraz dyskoteki. Na skutek przytomnej interwencji tatusia, dzieci tańcowały do piosenek adekwatnych do ich wieku, w odróżnieniu od poprzedników, którym czas umilały przeboje disco polo (sądząc po chóralnych pieniach dzieciaczki raczej były w temacie...cóż może tylko nas dziwią przedszkolaki nucące coś o gorącej nocy z rudą lalą). Absolutnym spełnieniem życzeń dekoratorskich Różki okazał się tort od Cioci, która wykonała dzieło z Kaczką Dziwaczką, tak piękną, że jeszcze w domu wskutek pieszczot i głaskania paluchem jubilatki, czubek z kokardą doznał poważnego uszczerbku i musiał być zastąpiony tekstylnym erzacem.
Gorszących scen i awantur odnotowano niewiele, z tym, że wszystkie odbyły się w gronie dziewczęcym, gdy animatorka wykończona zdobieniem kilkunastu dziobów, wyjęła tajną broń w postaci monidła ze sklejki zmalowanego w motyw "Krainy Lodu". Nakazała nieletnim wetknąć łby w otwory i pozować do zdjęć w charakterze księżniczek Arendell, a sama kurcgalopem udała się w stronę toalety. Nikt nie przewidział,  że o otwór w Elsie będzie się tłukła grupka zmalowanych w motylki (i księżniczkę -Róża) czterolatek, podczas gdy otwór w Annie służył za chwytak dla przytomnego rodzica, który w ostatniej chwili włożył weń rękę i zapobiegł katastrofie powalenia monidła na mnie wraz z kotłującym się tłumkiem kandydatek na Elsę.
Przeżyłam by móc to opowiedzieć.
Dzięki temu doświadczeniu dodałam kolejny zawód którego nie chciałabym wykonywać za żadne pieniądze. Świat animacji dziecięcych zabaw na zawsze stracił szanse na pozyskanie pracownika.
Życzeniem był make-up na księżniczkę. Wyszła trochę prostytutką z koroną, ale Różka była zachwycona. 

pod tym dziełem straciłabym życie

Tort przed skutkami pieszczot. 


sobota, 14 maja 2016

52. preurodziny

  Niektóre dzieci budzą się z szeroko otwartymi oczami, naładowane i gotowe do działań. Od razu wiedzą gdzie i po co się znajdują, a ich ostry jak brzytwa umysł nadąża za wzrokiem. Róża należy do grupy praktykującej tzw. "próbne budzenie". Leży z półotwartymi oczami i bada teren, podczas gdy jej mózg przesiewa ziarna rzeczywistości. Najczęściej następuje jednak odwrót w krainę słodkich snów, zwłaszcza na widok mnie, zbliżającej się z kompletem odzieży przedszkolnej.
  Dziś rano usiadłam na jej łóżku i patrzyłam jak śni, myśląc o tym jak cztery lata temu potwornie bolało przy porodzie i że w zasadzie jak śpi, to wygląda jak ta mała różowa rzodkiewka po urodzeniu... Rozpłynęłam się w oceanie wzruszeń, patrząc na śpiącą córkę, która nagle otworzyła oczy, wyciągnęła palec w kierunku mojej ręki dzierżącej rajstopki, które podniosłam z podłogi i wygłosiła : -"NAWET O TYM NIE MYŚL."
Po czym zapadła na powrót w błogość, nie dając mi wyjaśnić, że jest sobota i to w dodatku dzień jej urodzin.

 
wczoraj Róża została obdarowana przez Pracownię królewskimi delikatesami
 

"tej nie dam, tej też nie dam, i tej też nie dam a z tej zdejmę serduszko i dam "- nie dziwię się jej

czwartek, 12 maja 2016

51. I wiem

- Róziu , powiedz mi jak to jest ,że brudzę ja, brudzisz ty, brudzi tatuś i kot, a sprzątam tylko ja?- pytam raczej retorycznie, szorując podłogę w kuchni. Tak już mam, że sobie dziamolę z wyrzutem podczas roboty (to u nas raczej dziedziczne, jak zaczerpnę pamięcią w meandry dzieciństwa).
- Ponieważ jesteś posłuszna - mamrocze dziecko znad robótki, polegającej na dezintegracji kartki papieru.
- Mmh. - na tyle starczyło mi fantazji w kwestii odpowiedzi - Baardzo ciekawa teoria
- To nie teoria. To twoja praca i życie.

Tak właśnie.
Za kilka dni skończy cztery lata i możliwe że wyprowadzi się z domu nauczać :/
Póki co wielbi dmuchawce, huśtanie "do nieba" i dekorowanie wszystkiego wokół. Nawet tego co się teoretycznie do dekoracji nie nadaje, na przykład zawiązany worek ze śmieciami. Oklejony czerwonym serduszkiem z pewnością wygrał konkurs piękności w lokalnym zsypie.



 

piątek, 6 maja 2016

50. Maj i sprawy królestwa

   Majówka majówka i po majówce. Odległość do miejsca wypoczynku można było mierzyć w metrach, gdyż całe trzy dni spędziłyśmy na placu zabaw - z nieznacznymi tylko przerwami na posiłek i awantury. Pewnie są tacy ,którzy lubią przesiadywać na placach zabaw. Ja do nich niestety nie należę. Wielokrotnie pytana o powód zrobiłam sobie szybką analizę i stwierdzam, że owszem - pierwszy powód wyewoluował wraz z wiekiem  (nie jedz piachu, uważaj na to, już mamusia buja, nie idź tam, nie kamyczkiem w oko) i faktycznie, teraz dziecko bawi się samo w miarę bezpiecznie. Aaaale dokopałam się do sedna mojego problemu z placami zabaw i są nim...ludzie (dorośli i niedorośli). Zbyt łatwo daję się wmanewrować w wychowywanie nie swoich dzieci, gdyż rodzice takowych zajęci są beztroską pogawędką. Przejmuję emocje kłócących się siedmiolatków, próbuję naprawić świat broniąc chłopca, z którego cała banda dzieci robi sobie jaja. Jednym słowem przeżywam więcej niż powinna pani w podeszłym już nieco wieku. Bez sensu, wiem. Ale tak mam i dlatego puste place zabaw są dla mnie najfajnieszymi. Za to Różka lubi chaos i tłum. Idealny plener to coś na kształt głównego wejścia na plażę w Mielnie w lipcu. Dziecko bawiło się wyśmienicie wśród pisku, wrzasku i przemocy, a ja usiłowałam się relaksować z książką na betonowym murku z mrówkami. (Zazdrośnicy, słyszę was!!!)
Niezbędnym akcesorium na wypady plenerowe jest według ostatnich różanych trendów...wielkanocny koszyk. Służy do gromadzenia skarbów, układania kwiatów i zadawania szyku. Gdy na chwilę podniosłam wzrok znad książki ujrzałam stado dzieci wokół Róży, która z miną kościelnego pobierała ofiarę w postaci kamyczków, wprawnie manewrując koszem.
Wieczorami córka przyoblekała strój koronacyjny i siadywała na tronie, lub w oknie, zajmując się doglądaniem spraw swego królestwa. Ja natomiast, popijając melisę usuwałam z odzieży ślady po mleczach i próbując nie myśleć o wszystkich majówkowych atrakcjach, których nie doświadczyłam.

poddani maile piszą

zdjęcie nie oddaje stopnia usyfienia skarpetażu królowej