sobota, 16 stycznia 2016

24 Tosia

Sobotnie popołudnie Róża spędziła z przyjaciółką, po tym jak cały tydzień
(z przerwami na potrzeby fizjologiczne)  powtarzała" Ja tak tęsknię za Tosią" (westchnięcie).
Przybyły objuczone prowiantem i napitkami, wpadły do pokoju i włączyły maszynę przyspieszającą akcję.
Coś jak "150 zabaw w 10 minut".
Gotowały, leczyły, piekły, biwakowały, wychowywały, sprzedawały, grały,budowały,  koncertowały, upiekszały, lepiły....nie wszystko zarejestrowałam, przepraszam.
Z pewnością nie jeździły hulajnogą, wyłącznie z powodu braku miejsca na podłodze.
Moja wątła konstrukcja psychiczna nie pozwoliła mi na częste zaglądanie do ich pokoju. Uznałam, że póki nie słychać gorszących wrzasków i tłuczenia szkła, nie ma po co fundować sobie zawału widokiem tęczowej apokalipsy. Rychłe załamanie nerwowe rekompensowały mi strzępy dialogów.

"Przychodnia NFZ"
R: Tosiu, rana!Podaj mi bandaż!
T: Nie teraz. Mój pacjent też ma chorą nogę.
R: To może podam mu syrop?
T: Nie, tylko naklej mu tu naklejkę-nagrodę.
R: Świetny pomysł!
T: Tak... wiem to.
...
"Kuchenne rewolucje"
T: Ugotujmy zupkę. Podaj mi truskawki!
R: Ja robię ciasto. Podaj mi miskę.
T: To ty masz podawać.
R: Dobra.Podano do stooołu!
 ...
 I tak dalej w ten deseń.
Po wyjściu Tosi, Róża żeby złagodzić ból rozstania, jak prawdziwa kobieta sprzątała i jadła.
Gdy pokój osiągnął spowrotem stan użytkowy, Róża siadła w fotelu i rzekła:
-No i jest czysto. Ja tak tęsknię za Tosią.
Nie liczyłabym na ostre zdjęcie w tym przypadku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz