wtorek, 26 września 2017

101. Dźwignia handlu

Róża uwielbia reklamy. Zważywszy jednak, iż nie ogląda telewizji wcale, jej jedynym sposobem na wpojenie haseł reklamowych jest przerwa między bajkami na YouTube. Musi być przy tym ostrożna i czujna, bowiem rodzice bardzo jej w tej pasji przeszkadzają.
Po jednym z przeoczonych przeze mnie seansów reklamowych Rózia weszła dziarsko do kuchni głosząc:
- Musimy kupić natychmiast Śliwkę Nałęczowską! "To klejnot w koronie słodyczy."
- Aha - odparłam, i wbrew oczekiwaniom córki nie runęłam ku drzwiom nabywać cukierki.
- Pamiętaj mamo, "Śliwka Nałęczowska to najlepszy sposób na wprawienie w stan słodkiej nieważkości "- szyła Rózia z głowy.
- Będę pamiętać - paliłam głupa konsekwentnie.
Poszła do siebie z dziwną miną. Po minucie wróciła nawijać dalej.
- Ciekawe jak smakuje taka..."Śliwka Nałęczowska...poezja dla podniebienia "- zastanawiała się teatralnie
- Możesz to sprawdzić dopiero w słodyczowy dzień, ale z tego co pamiętam to smakuje jak suszony owoc w czekoladzie - starałam się zachować powagę, wewnątrz jednocześnie turlając się ze śmiechu i pomstując na wszechobecne pranie mózgu reklamami.
Róża czekała. Pół tygodnia wizualizowała sobie szczęście zalewające jej wątpia po odkąszeniu upragnionego słodycza. Dodam że żadne inne pochodzenie śliwek poza reklamowanym nie wchodziła w grę. Nałęczów rządzi.
W końcu poszłyśmy do sklepu, a na regale stały ONE!! Róża nieomal pokłoniła się półce i oczywiście zapragnęła nabycia największego opakowania. Jednak moje przytomne sugestie, że może weźmiemy na próbę kilka sztuk "na wagę" zostały rozpatrzone pozytywnie, w związku z czym nie wydałam połowy budżetu zakupowego na puszkę cukierków.
Dziecko chodząc dumnie po sklepie pokazywało wszystkim torebkę, którą pieczołowicie ściskała, objaśniając przypadkowym kupującym , oraz połowie załogi sklepowej w jakiż to "słodki stan nieważkości wprawi ją dzisiaj Śliwka Nałęczowska, z apetyczną sferą kakao", oraz że "ten smak przeszedł do historii".
Po przyjściu do domu , bez zdejmowania butów i kurtki Róż z namaszczeniem rozwinęła papierek i z błyskiem w oku nadgryzła "poezję smaku" jednocześnie zmykając mi drzwi przed nosem. Pomyślałam, że niektóre marzenia muszą się realizować w samotności, poszłam więc do kuchni rozpakować siaty.
Kilka sekund później drzwi rozwarły się z rozmachem, a amatorka nałęczowskich łakoci czarna na dziobie wyprysnęła z pokoju.
Jest taki fragment w "Chatce Puchatka", gdy Tygrys próbuje żołędzi. Myślę że mieliśmy w domu adaptację tej sceny.
Po dokładnym opłukaniu paszczy wodą, Rózia oddała mi ochoczo resztę zawartości torebki ( ja akurat bardzo lubię te słodycze).
Dzięki temu doświadczeniu, nasz córka skłonna była przyznać, że reklama nie jest szczególnie miarodajnym źródłem wiedzy o świecie i że należy czasem brać pod uwagę sugestie rodziców powątpiewających w sens reklamowych sloganów.
Dzisiaj byłyśmy w sklepie. Róża znalazła artykuł bez którego nie jest w stanie żyć. "Mamo, popatrz !Jajo hatchems - w najlepszych sklepach - tylko od Cobi"
zwariuję


***wpis nie jest sponsorowany, a szkoda :/

- Róziu, co rysujesz?
- Rozumienie.