wtorek, 29 marca 2016

45. Lagomorfy

   Po konsternacji spowodowanej zmianą czasu oboje z tatusiem czatowaliśmy pod drzwiami różanego pokoju, w oczekiwaniu na okrzyk radości zawiadamiajacej że BYYYYŁ. Zając wielkanocny, wyczekiwany od miesiąca, obiekt marzeń młodych i narzędzie szantażu starych i durnych (ehh). Naprzynosił furę i uciekł.
 Po południu, na obiedzie u dziadków okazało się, że zając ma już swoje lata  i zapomniał rano zostawić wszystkiego co tam nagromadził toteż Róża wzbogaciła się jeszcze o łóżeczko dla lalek, oraz królika olbrzyma w kolorach fosforyzującej marchewki z groszkiem, którego zakup inspirowany był przez dziadziusia rechoczącego radośnie na widok mojej miny (królik 130cm , szerszy w biodrach ode mnie - a to wyczyn). Oprócz tego po gruntownym przeryciu dziadkowego skarbczyka z duperelami córka nasza pozyskała kilka żetonów sklepowych, brelok, trzy ciosane kamienne słoniki i prawie scyzoryk, ponieważ uznałam jednak że czterolatka ze scyzorykiem to nie jest świetny pomysł. W posiadanie majchra wejdzie jak opanuje bezkolizyjne wchodzenie w drzwi (czyli mamy duuużo czasu).
W drodze powrotnej, królik został zapakowany do bagażnika, gdzie wystając uszami zza maskownicy, roztaczał opary absurdu charakterystyczne dla pluszowych gigantów z przodozgryzem. Nie wiadomo, czy to te nagromadzone opary spowodowały eksplozję , czy też Stwórca postanowił wysłuchać moich cichych modlitw o natychmiastową likwidację upiornej maskotki, dość, że na skrzyżowaniu drzwi bagażnika podskoczyły do góry, a neonowe króliszcze wyskoczyło w dal przyprawiając o zawał kierowców za nami. Nieco dalej gruchnęło o asfalt również drewniane łóżeczko i tylko dzięki temu hukowi zorientowaliśmy się co się dzieje. Róża, przytomnie konstatując znaczne uszczuplenie zasobów prezentowych  podjęła natychmiastowy lament, wskutek którego tatuś z wdziękiem matadora ruszył między auta na ratunek walającym się po czteropasmówce zabawkom. Uratował, awansował.
 Królik został wciśnięty do namiotu metodą "na pych", ponieważ było to jedyne wolne jeszcze miejsce w pokoju, prócz metra kwadratowego dywanu. Będę o nie walczyć jak o niepodległość.
Że też nie wzięliśmy tego scyzoryka.
jam jest córka Tuhaj Beja...
    
Wierzcie mi na słowo,  że za tym delikwentem stoi moja córka. Wyprostowana. 

sobota, 26 marca 2016

44. Alleluja

Róża ma masę rezurekcyjnych rozterek:
- czemu Wielkanoc jest w dzień?
- skoro to wielka noc, czemu istotne jest śniadanie?
- gdzie mieszka wielkanocny zając?
- czy jest sąsiadem Mikołaja?
- skąd wie co przynieść, skoro nie pisze się do niego listów?
- czemu na codzień nie maluje się po jajkach?
- czy choinki na Wielkanoc nie są samotne?
- na czym wiesza się wielkanocne ciasteczka?

A ja nie wiem.
Wiem za to że Jezus pokonał śmierć.
I to jest fantastyczne!
Reszta to tylko scenografia



Jest malowanie i malowanie w berecie.
Różnica jest ogromna. 


Wesołych Świąt !



środa, 23 marca 2016

43. Rytuały

Każdy znany mi podręcznik do obsługi dziecka uczy, że rytuały wieczorno-ablucyjne pozwalają się się wyciszyć, przestawić na tryb nocny i wejść w fazę ommmm.
Może i kiedyś to działało, ale przestało. Było, ale się zmyło (w odróżnieniu od flamastra na naskórku ).
 Czterolatka ma bowiem własną listę priorytetów do odhaczenia i głęboko w poważaniu moje rytuały wyciszające. Autorska lista wieczornych spraw codziennie wzbogaca się o nowe podpunkty, pączkujące bujnie na boki. Dzień do dnia niepodobny, każdy na własny sposób bardzo nie ommmm....
Poniżej przykładowa lista zadań wieczornych:
- pomalować rękę zielonym markerem  po czubek palców ( to właśnie się nie zmyło) 
- nakarmić kucyki mydłem w płynie 
- urządzić karczemną awanturę z powodu braku drugiej butelki mydła w płynie
- dryfować po wodzie w pompowanym kółku
- przelać zawartość wanny do umywalki za pomocą plastikowego kubeczka 
- umyć zęby sobie oraz baterii łazienkowej ze szczególnym uwzględnieniem zakamienionej wylewki
- biegać w ręcznikowym kokonie intonując odgłosy ducha
- biegać nago piszcząc i krzycząc że zimno (x2)**
- wejść pod łóżko i nie móc wyjść (x2)**
- łaskawie dać się ubrać w piżamę (x2)**
- zarządać mleka, wypić, zalać piżamę
- ** właśnie dlatego x 2
- zrobić casting na przytulankę wieczoru, wybrać dziewięć
- pocałować rodziców na dobranoc, nabrać tatusia na grzecznie usypiającą minkę
- obejrzeć 345678 bajek
- wyskoczyć z łóżka w celu ubrania czapki pirackiej
- złożyć reklamację czapki pirackiej jako absolutnie nie nadającej się do spania
- wymienić kapelusz piracki na farmerski
- kolejna reklamacja
- zainicjować dwudziestominutową awanturę z siwą matką na skraju załamania nerwowego
- zarządać pić
- zrobić siku
- zdecydować się nigdy w życiu nie zasnąć ( Bogu dzięki nieudane )

Wierzę że od czytania jesteście równie zmęczeni jak my.
Rytuałem naszego wieczoru jest zamknięcie drzwi od pokoju Róży. Spada adrenalina, wyrównuje się ciśnienie, oczy same się kleją... hrrrrrr





czwartek, 17 marca 2016

42. DIY (ciasteczka księżycowe)

Zrobienie ciasteczek księżycowych jest niezwykle proste, a efekt na pewno zadziwi Twoich gości.
Aby zrobić księżycowe ciasteczka potrzebujesz ... okrągłych ciasteczek (typ dowolny, nasz cukiernik użył biszkoptów). Każde ciastko kolejno wkładasz do buzi i nadgryzasz pewnym kłapnięciem , tak , by po odgryzieniu powstał kształt księżyca .
Potem układasz je na talerzu i podajesz zaskoczonym gościom Możecie też spędzić miło czas wymyślając inne nazwy dla tej wykwintnej przekąski (łódeczki, mostki...)
Dobrej zabawy i smacznego


przyłapany na nadgryzaniu zawsze ma wymówkę, że właśnie robi księżycowe ciasteczka

środa, 16 marca 2016

41.Kurs

   W przedsionku naszej klatki schodowej wisi korkowa tablica, na której ku naszej uciesze spółdzielnia mieszkaniowa regularnie wiesza swoje złote myśli. Czasem jakiś przedsiębiorczy człowiek usiłuje wykorzystać kilka centymetrów kwadratowych powierzchni dla swojej reklamy, jednak spółdzielnia nie jest instytucją charytatywną (oj nie!) i szybko ukróca prywatę, jednym zdecydowanym szarpnięciem dozorcy, któremu zdarza się przeoczyć peta w windzie i puste puszki na półpiętrach, ale nie obcą ulotkę na uświęconej przez pracodawcę tablicy ogłoszeń.
Jedna z naszych ulubionych kartek spółdzielczego autorstwa, kategorycznie zakazywała psom sikać w windzie (co ciekawe psy faktycznie nieco przystopowały, co świadczy o niesamowitym autorytecie i zdolnościach behawiorystycznych dyrekcji).
Ostatnio pojawiła się ulotka informująca o organizowanym przez spółdzielnię kursie obsługi smartfona. Jako poważne przedsięwzięcie, kurs jest oczywiście odpłatny i ma trwać przez sześć tygodni. Nie wiem, czy wymagane jest posiadanie smartfona, ale dobrze jest być członkiem spółdzielni, aby uzyskać możliwość zniżki.
Ulotka , choć graficznie beznadziejna zrodziła w nas pomysł na zorganizowanie alternatywnego kursu dla początkujących - sekcja tablet. Opłata atrakcyjna, ponieważ nauczyciel jeszcze nie bardzo rozróżnia pięć złotych od dwudziestu groszy, kurs będzie trwał dzień, prowadzony językiem zrozumiałym nawet dla przedszkolaków. Z całą pewnością będziecie Państwo bezbłędnie odnajdywali wszelakie aplikacje zawierające muzykę i kreskówki. Niestety każdy kursant będzie pewnie zmuszony do obejrzenia 637 odcinków Florki, Niny co musi siku (taaak, jest taka bajka), oraz
Kliniki dla pluszaków, ale kto powiedział że kurs musi być łatwy...


Spod takiej dłoni będziecie wychodzić jako geniusze androida.

 





wodoodporny? czyli że nie zmyjemy?




poniedziałek, 14 marca 2016

40. Kukiełki i korale

Fenomen skarbonki "Na kukiełki" polega na tym, że kasy przybywa równolegle z kukiełkami.  W ciągu zaledwie tygodnia Róża potroiła dotychczasową ilość pacynek. Obecnie rozważa z jakiego materiału powinien być zbudowany teatrzyk kukiełkowy i dość pobłażliwie traktuje moje zapewnienia o fajności kartonowych konstrukcji. Onegdaj poprosiła mnie o okazanie skrzynki narzędziowej, ze szczególną uwagą zatrzymując się przy młotku i gwoździach. Zostałam też poinformowana, że dziadziuś może jej podarować deski. Odetchnęłam z ulgą gdy wysiadając z dziadkowozu ujrzałam ją wyposażoną jedynie w latarkę ledową (z którą poszła spać, uprzednio ucałowawszy ją we włącznik).
Przywykliśmy już w domu do zmiennych i wielowątkowych pasji naszej córki, toteż równolegle do szału kukiełkowo-teatralnego obserwujemy totalny odpał na punkcie biżuterii. W zasadzie wszystko rozpoczął Dzień Kobiet, który wywarł na Rózi bardzo pozytywne wrażenie. Do tego stopnia pozytywne, że ogłosiła go swoim ulubionym dniem zaraz po dniu urodzin. Obdarowana kwiatami i łakociami, Róża rozpusciła się w oceanie atawizmów i bezbłędnie skojarzyła fakt bycia kobietą z pudełkiem na biżuterię. Niestety panie przedszkolanki bezlitośnie zakazują obwieszania się koralami tłumacząc się bezpieczeństwem podczas zabawy, toteż Róża nadrabia niedostatki stylizacyjne zasiadając do kolacji ustrojona jak ołtarz wotywny w kaplicy maryjnej. Efekt psuje nieco dziesięć za dużych pierścionków, po jednym na każdym palcu,  które zsuwając się z paluchów lądują wokół talerza,utrudniając konsumpcję i tak już rozwleczoną w czasie.
Dla umilenia nam czasu między atakami szału podczas zbierania tych kretyńskich-po-jaką-cholerę-kupowanych sygnetach z poliwęglanu córeczka nasza intonuje pieśń na nutę marszową, której tekst wskutek parafrazy własnej brzmi "Jestem muzykantem konfabulantem".
W punkt.


Sprawa była ważka,przyleciała ważka. 

sobota, 5 marca 2016

39.Mów

Wśród wszystkich irytujacych komentarzy dotyczących życia moim zdecydowanym faworytem są te zaczynające się od "Ja nie chcę nic mówić, ale..." Ponieważ nadal leżę chora, słyszę to zdanie wielokrotnie, wypowiadane najczęściej przez zatroskanych dzwoniacych. Nie wiem po co mówią, skoro zapewniają, że  nie chcą nic mówić. Może być że po drugiej stronie słuchawki siedzą związani kablem, z pistoletem przy skroni terroryzowani przez czuba,który sam nie umie mi powiedzieć, że jego zdaniem o siebie nie dbam, źle się ubieram, niewłaściwie jem i w ogóle ja tu widzę wiele do poprawy moja droga. Terrorysta jest nieśmiały, ale stroskany więc wykorzystuje nić kontaktu ofiary ze mną i stąd to "Nie chcę nic mówić".
To musi być tajny kod, jak inaczej wytłumaczyć tą radosną lawinę mówienia, gdy się deklarowało doń niechęć już na początku zdania?
Na szczęście smarkanie zatyka mi uszy i nie do końca dociera do mnie każda złota myśl tych, których praktyczna pomoc opiera się li jedynie na mówieniu wbrew swojej woli.
Tak czy inaczej chorowanie trwa, choć plan jest taki że zaraz się skończy i znowu będę o siebie nie dbać.
Do następnego razu, czyli jak to u zajętych ludzi bywa, gdy zlegnę za cztery lata.
A propos lata - Róża bawi się w plażę, bo jej się zima dłuży. Czasem okulary są ciemne, a czasem jasne. Wszystko jasne.

Jakimś cudem nakłoniłam ją do pozostania odzianą. Pomysł pierwotny ( natychmiast wcielony w życie) na tę zabawę polegał na zrzuceniu ciuchów. Ja nie chcę nic mówić, ale to dziecko ma raczej dziwne pomysły. 

czwartek, 3 marca 2016

38. Apsik

Podczas kiedy ja powisam na kanapie wypluwając w kaszlu wnętrzności, Róża przechadza się  z....kolejną skarbonką "Na kukiełki", dając światu do zrozumienia że wisi jej kasę. Skarbonka w duchu zbliżających się świąt ma kształt kury i jest prezentem od (a jakże) dziadka, w związku z czym obnoszona jest z czcią należną relikwiarzowi z kością udową świętego Albina. Nie do końca jeszcze wyjaśniona jest kwestia tych kukiełek, ale w mym obecnym stanie umysłowym zdominowanym mgłą przed oczami i zielenią flegmy, postanowiłam nie wnikać w sytuację która mnie przerasta. Skupiona na nie rozsypaniu się na części przy każdym kichnięciu, postanowiłam oddać się obserwacji bez analizy i katalogowaniu co zabawniejszych kwestii.
Oto urobek dnia:
1.
R: - co to?
T: - kasza gryczana.
R: - ooo fuuj a kto ją tak zagryczał?
2.
R: - ubierz szlafrok bo kręci mi się w głowie
T: - jak to?
R: - szlafrok jest cieplutki i  wyprostuje mi głowę do końca
3.
Ja: - chyba musimy obciąć paznokcie na nóżkach
R: - nie teraz
J: - to kiedy?
R: - wybierz dzień z kalendarza, ale żeby było latem
4.
R: - jak połamie kanapkę na kawałeczki i poskładam to będą puzzle kolacjowe
5.
R: - czy na basenie można jeździć na rowerze?
Ja: - nie, to niebezpieczne
R: - taak, pochlapią mi go dzieciaki ze zjeżdżalni.
***
Kurtyna. Chyba się w nią wysmarkam, by dopełnić czarę absurdu.


Cyklisci trzymają się razem. 

wtorek, 1 marca 2016

37. Wydarzenie towarzyskie sezonu

   Wczoraj rano siedząc w toalecie Róża liczyła głośno ewentualny skład ekipy, którą zamiaruje zmontować, aby dostatecznie godnie uczcić swoje czwarte urodziny. Ze wstępnych ustaleń wywnioskowałam, że moja córka ma wizję imprezy godnej Mao Zedonga i zamiaruje zapełnić po brzegi jakiś opuszczony hangar samolotowy. Na moje energiczne protesty i korekty listy obecności, córka moja ze zgrozą stwierdziła, iż JUŻ I TAK zaprosiła ustnie pół przedszkola ( więc ja się muszę teraz tłumaczyć, albo już zacząć wypisywać zaproszenia kursywą, bo do maja się nie wyrobię ).
 Ustalenia utknęły w martwym punkcie, bowiem dziecina strzeliła focha na prośbę o ponowną weryfikację liczby gości. Obmyślam, czy sposobem Róży zawczasu nie zorganizować skarbonki
 "na urodziny" - w tym jednak sęk, że ja (w odróżnieniu od niektórych) wiem, że ta skarbonka sama się nie wypełni. Girlandy z balonów, dekoracje z brabanckich koronek, wykwintne przekąski z belgijskiej czekolady, piętrowy tort, muzyka na żywo, wodzirej, tańczące pudle, karły żonglujące pochodniami i rzeźby z lodu ... to nie są tanie rzeczy. A czas nagli. Na wszelki wypadek Róża opracowuje wstępny szkic listy prezentów. Dorzucę kilka propozycji, które po spieniężeniu powinny pokryć budżet organizacyjny. Chodzi mi po głowie jacht.
Tymczasem zwykły wiosenny czas - wyszło słonko, pingwiny giganty na osiedlu łapią stopa...