poniedziałek, 26 grudnia 2016

82. Wesołych świąt

Najpierw się człowiek zachłyśnie atmosferą świąt z reklam kaw i czekoladek, naprodukuje dekoracji, natchnie instagramowymi martwymi naturami z szarym kocem, białą świecą na drewnianym pomoście... a potem dostaje dwa dni kursowania w wyciągniętych galotach miedzy lodówką, a kanapą, stertę garów o zapachu śledzia i zdziwienie, ze już po wszystkim. Magia... Osobiście uwielbiam i to co projektuje moja głowa i to co serwuje mi rzeczywistość. Nie sposób jednak zignorować ów dysonans.
Tego roku najbardziej ruchliwym z domowników okrzyknięto... choinkę, która wskutek nadmiernego ostrugania piłą mechaniczną nieco gibie się w stojaku i cyklicznie ulega namowom grawitacyjnym, z każdym upadkiem tracąc milion igieł. Ponieważ drzewko stanęło w Rózinym pokoju pocieszam się, że nie będę musiała specjalnie naciskać na zakładanie kapci (naciskam rzadko, gdyż sama nie lubię i nie noszę), bo dziecię miało już kontakt pięta-igła i wrzasku narobiło słusznego.
Różka systematyzuje wiedzę na temat Bożego Narodzenia. Po opornym przyjęciu do wiadomości, że dziecina w żłobie jest Jezusem, który narodził się w skandalicznych warunkach sanitarnych, a Maria była jego mamą, przyszedł czas na odpowiedź jaką rolę w tej całej historii pełnił Józef... Mam wrażenie ze ta informacja nadal się wgrywa w twardy dysk mojej córki, nawykłej jednak do tradycyjnego podziału ról w rodzinie.

Z cyklu "interpretacje wielkich mistrzów" - Trwałość Pamięci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz