środa, 14 grudnia 2016

80. Sonata

   Pełnia księżyca ponoć robi ludziom różne rzeczy w głowie. Mówi się że obniża długość snu. To by się zgadzało. Zwłaszcza nad ranem znacznie pogorszyła nam się jakość snu w momencie, gdy z pokoju dziecięcego zabrzmiały dźwięki syntezatora, rozdzierając ciszę skowytem godnym mordowanego prosięcia. Zerwałam się susem lwicy walczącej o spokojny sen swego dziecięcia, przekonana że to wschodnie ustrojstwo rozregulowało się było i dokonało samowłączenia. Lecąc po omacku ubić jak najszybciej różowego samograja nastąpiłam bosą stopą na walającego się po podłodze ludzika z jajka niespodzianki, którego zrobili najprawdopodobniej w hucie, dla niepoznaki zalewając go kolorowym barwnikiem, a dziura jaką wyrzeźbił mi w stopie ten stwór mocno obniżyła już nadwątlony odgłosami humor. Wpadłam do pokoju obolała i rozczochrana, a oczom mym ukazał się następujący widok:





   Dla poprawności - widok ów sfotografowany został przeze mnie po dyskretnym wycofaniu się i dobyciu telefonu. Tym niemniej zamurowało mnie kompletnie. Dziecię moje o godzinie 4.45 postanowiło zagrać księżycowi sonatę odganiającą chmury. Na chińskim pianinie. ( Stworzone przez wroga muzyki, nie zdającego sobie sprawy z faktu, iż gama składa się z ośmiu dźwięków, wyżebrane przez nieletnią w sklepie "wszystko po 4 złote", ozdobione głową heloukita ustrojstwo).
    Wyjaśniające  informacje zdobyłam podchodząc bliżej, upewniwszy się, że Rózia nie działa w somnambulicznym transie, jak onegdaj w dzieciństwie zdarzało się jej ojcu. Różyk w ekstazie, ale całkiem przytomny oświadczył mi iż księżyc źle się czuł za chmurami, a przecież powszechnie wiadomo, że nic lepszego nad rzężący syntezator na zachmurzenie nie działa.
Boleśnie długo przychodził świt. Gdy wreszcie nadszedł zakopałam "instrument" w stertę brudnego prania i zamierzam pod nieuwagę organistki wymontować z niego baterie. To co naprawdę mam ochotę zrobić złamałoby serce solistce, więc poprzestanę na tym.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz