poniedziałek, 31 października 2016

74. Chewbacca

Dla nie posiadających pomysłu na przebranie z okazji haloween, poniżej instrukcja jak jednym zdaniem zmienić matkę w wielkiego kudłatego potwora :

R: -Mamo! Masz kłujące  włoski na nóżkach!
Ja: -Wieeem, muszę je ogolić.
R: - Ogolić?
Ja: - No tak...obciąć.
R: - To ci chyba zajmie dużo czasu.

Wiedźma





niedziela, 30 października 2016

73. L4

Jak każe coroczna tradycja, w październiku rozszerzamy Różnią dietę o kilkadziesiąt jednostek amoksycyliny. Ponieważ antybiotyk i przedszkole raczej się wykluczają, spędzamy sobie z Różą czas w chałupie. Muszę przyznać, że z sezonu na sezon poprzeczka z napisem "mama - moja cudowna opiekunka" podnoszona jest bezlitośnie do wysokości, na której nie jestem jej w stanie nawet trącić rurą odkurzacza. Cierpliwości i pomysłowości wystarcza mi bowiem zwykle na kilka godzin, a później odliczam minuty do powrotu tatusia i nadejścia błogosławionej pory spania. Tegorocznym hitem chorobowych gadżetów pośród standardowych farbek, plastelin, makaronów i darów jesieni został... szary karton 50x30cm. Zastanawiam się po jaką cholerę córka nasza życzy sobie kilogramy zabawek, skoro pięć dni z rzędu pudło supportowane przez nadmuchiwanego pelikana do pływania totalnie włada jej sercem. W pudełku jest ponoć wygodnie i przytulnie, a siedzenie w nim pomaga się zrelaksować. Chętnie bym spróbowała, ale mieści mi się w nim jedynie głowa lub stopy, toteż wybrałam nieco inną frajdę. Ku memu bezgranicznemu zdziwieniu okazało sie bowiem, że umiem szydełkować. Jeszcze do niedawna z ogromnym podziwem oglądałam prace kilku moich koleżanek, oraz absolutnej mistrzyni szydełka - Jareckiej puchnąc przy tym z zazdrości. Dzisiaj dłubię we wlasnej włóczce kręcąc głową z niedowierzaniem jakie to fajne. Na tę okoliczność przypomnielismy sobie z mężem że nasze pokolenie edukowano jeszcze manualnie na ZETPETACH (zajęcia praktyczno-technicznych), wypartych przez kompletnie zbędne zajęcia z informatyki. Osobiście uważam że ZPT-y uczyły naprawdę przydatnych rzeczy (mimo, że nasz pan od ZPT, który czniał bhp, zadawał nam wykonanie śrubokręta z drutu za pomocą młotka lub metamorfozę drewnianego kloca w estetyczną, gladziutką kosteczkę li jedynie przy użyciu tarnika).
Jest w człowieku coś takiego, że jak coś własnoręcznie machnie, to nabiera pewności że umie machnąć więcej i trudniejszego. Ale w sumie to niepoparta teoria testowana tylko na sobie, w warunkach zamkniętych. Proszę mnie nie cytować.
Think outside the box





środa, 19 października 2016

72. WC kwadrans

       Zamiast marnotrawić czas na kibelku na gapienie się w sufit, Róża wymyśla gry zespołowe, wymuszające interakcję lub przynajmniej kontakt wzrokowy. Najczęściej gramy w "jakie to zwierzątko", "zgadnij moją minę", lub hybrydę tychże. Zabawa wymaga otwarcia drzwi do ubikacji, ponieważ nie ma możliwości, aby w toalecie wielkości budki telefonicznej pomieścić więcej niż jedną osobę bez narażenia jej na zintegrowanie z dolnopłukiem wucetu.
  Siedzimy sobie zatem naprzeciw siebie - ja na podłodze korytarzyka, Rózia na tronie i gramy. 

1.
R: - To jest zwierzątko, małe, umie latać i jest w paski. 
Ja : - Pszczoła
R : - Niee, ale poczekaj... zrobię podpowiedź! (tu następuje wykrzywienie dzioba w grymasie)
Ja : - Osa! 
R : - Mamoo, no przecież ci pokazuję... to CZMIEL 
Ja : - Aaaa, a czemu ten trz..czmiel ma taką minę? 
R : - Bo dostał od tatusia gazetą

2.
R: - To zwierzątko jest małe ale czasem inne są większe
Ja: - Nie mam pojęcia
R: - Ma dużo nóżek i mieszka w ziemi, robi takie kopce w lesie...
Ja: - Nooooo mrówka !
R: - A wiesz że mrówki gryzą? Kiedyś pogryzły tatusia. Czy one były głodne?
Ja: - Nie wiem czy mrówki jedzą ludzi, raczej tylko gryzą
R: - Tak, to prawda. Mrówki mają paskudny charakter. 

3.
R: - A zgadnij jaka to mina? 
Ja: - To jest radość!
R: -  Tak!Brawo. (tu następuje kolejny grymas)
Ja: - Oh, to to chyba coś niesmacznego 
R: - Mamooo, to nie była mina, to kupa!



A na deser druga część snieżynkowca, słynnego już na fejsbuku tańca w przebraniu z pomponami :)


71. Zrób to sam

Obejrzałam film o pozyskiwaniu końcówek warzyw do ponownej uprawy, który totalnie mnie zachwycił ( filmik dostępny jest na facebooku, dla nieposiadających konta na fejsiku ,proponuję zajrzeć do artykułu TU ). Nie, żebym była jakoś szczególnie ekologiczna, ani oszczędna, ale sam fakt, że może się udać bardzo mi się spodobał. Nie mniej spodobał się Rózi, która ni przegapi żadnej okazji do pogmerania w ziemi, czy zalania konewką połowy podłogi. Zaczęłyśmy ostrożnie - jedna sałata, cztery łodyżki dymki, pak choi  i ...poszło. Normalnie rosły! Warzywa nie jakieś "ekosuper-oporanku-rwane", tylko zwykłe pędzidła z dyskontu. Tośmy się wciągnęły...
Tydzień później wywlokłam z posprzątanej niedawno (!!!!) piwnicy zabunkrowane przez zbieracze przodkinie mego męża doniczki z kamionki i spędziłyśmy z Różą kilka godzin sadząc sałaty, szczypiory, pory i czosnki. Rózia przypomniała sobie, że gdzieś w szufladzie od Wielkanocy walają się nieużywane nasionka rzeżuchy i marchwi, więc je też eksperymentalnie wysiałyśmy w uprzednio pomalowanych na biało doniczkach. 
W życiu nie przypuszczałam że może mnie to ekscytować. Może faktycznie nie jest to jakaś przemysłowa ilość jedzenia, ale już sam fakt że to rośnie dostarcza nam wielu powodów do radości.
Roż zachwycony robi plany na przyszłość. Sądząc po jej opowieściach, wyprzemy Holandię z rynku dostawców warzyw. No i fajnie.






wtorek, 4 października 2016

70. Expecto patronus

Róża pokochała gepardy. Spośród pierdyliona dostępnych kotowatych , właśnie gepardy podbiły jej serce. Poza konkursem jest tylko Feliks nasz domowy, ukochiwany często i namiętnie.
Nasza bardzo wrażliwa córeczka, wybuchająca płaczem z powodu zapomnianej kurtki z szafki i trzęsąca się ze strachu na widok szmacianego wyleniałego wilka na kiju podczas przedstawienia kukiełkowego, bez mrugnięcia okiem ogląda programy przyrodnicze o życiu gepardów. Jak powszechnie wiadomo, nikt raczej nie cenzuruje tego jak gepard zdobywa pokarm i rozpakowuje go ze skóry celem konsumpcji. Róża zdaje się być absolutnie pogodzona z losem gazeli i z fascynacją obserwuje pościgi po sawannie. Przelotne hieny z filmów traktuje jak brzydkie gepardzie rodzeństwo i w ogóle jeśli chodzi o życie gepardów " widocznie tak już musi być" (na codzień nie uswiadczysz).
Na dowód swego uwielbienia dla gatunku, córka nasza przedzierzga się w GEPARDĘ (klik) przy każdej nadarzającej się okazji bawiąc na rozlicznych imprezach urodzinowych, ma których w ramach atrakcji panie animatorki malują dzieciom buzie ( upiorne "ksiezniczki" ku mej radości poszły precz). Pomruk aprobaty wywołują również wszelakie sztuki odzieży z motywem cętek (przez ignorantów zwanych panterką, a przez koneserów gepardą) .
A wszystko przez informację, iż gepardy to najszybsze zwierzęta lądowe.
- Prześcignę je - usłyszałam - muszę tylko bardzo dużo ćwiczyć.
Marzę, żeby ta pewność została jej na zawsze.

                                            Poniżej galeria stylizacji "na gepardę"

   



69.Kasztany w hełmie

  Coroczna akcja zbiórki kasztanów w przedszkolu ujawniła, iż moja rodzina z pewnością wywodzi się z kultur zbierackich. Od połowy września każdy dorosły osobnik od babci z dziadkiem począwszy, na pociotkach skończywszy okupuje strategiczne miejsca porośnięte kasztanowcem i nurkuje w trawie z dzikim zapałem na chwałę grupy Misiów. Co sprytniejsze jednostki (babcia z dziadkiem) oprócz zbieractwa, przekupują nieletnich zbieraczy lodami celem przejęcia zasobów. Ja poległam rażona bólem krzyża, który usunął mnie spod stuletnich kasztanowców na ponad tydzień. Leżąc na wznak na podłodze przypomniałam sobie, że siostra mojego dziadka zawsze leczyła bóle tego typu...kasztanami, wierząc w ich przeciwreumatyczne właściwości. Niestety cały urobek został już przez tatusia zataszczony do placówki oświatowo-wychowawczej, toteż sprawdzanie teorii o terapeutycznej mocy brązowych kulek okazało się niemożliwe.



Dziadziuś - absolutny mistrz prezentów obdarował Rózię autentycznym hełmem strażackim, będącym onegdaj ulubionym nakryciem głowy mojego brata. Krew nie woda, Róża pokochała bycie strażaczką i nasza hełm z dumą. Nie oznacza to jednakowoż rezygnacji z bycia księżniczką, bowiem okazuje się
niektóre korony DA SIĘ założyć nawet na kask strażacki. Albo chociaż skrzydełka wróżki.


kupując kiełbaski zakładajcie kaski !