środa, 19 października 2016

71. Zrób to sam

Obejrzałam film o pozyskiwaniu końcówek warzyw do ponownej uprawy, który totalnie mnie zachwycił ( filmik dostępny jest na facebooku, dla nieposiadających konta na fejsiku ,proponuję zajrzeć do artykułu TU ). Nie, żebym była jakoś szczególnie ekologiczna, ani oszczędna, ale sam fakt, że może się udać bardzo mi się spodobał. Nie mniej spodobał się Rózi, która ni przegapi żadnej okazji do pogmerania w ziemi, czy zalania konewką połowy podłogi. Zaczęłyśmy ostrożnie - jedna sałata, cztery łodyżki dymki, pak choi  i ...poszło. Normalnie rosły! Warzywa nie jakieś "ekosuper-oporanku-rwane", tylko zwykłe pędzidła z dyskontu. Tośmy się wciągnęły...
Tydzień później wywlokłam z posprzątanej niedawno (!!!!) piwnicy zabunkrowane przez zbieracze przodkinie mego męża doniczki z kamionki i spędziłyśmy z Różą kilka godzin sadząc sałaty, szczypiory, pory i czosnki. Rózia przypomniała sobie, że gdzieś w szufladzie od Wielkanocy walają się nieużywane nasionka rzeżuchy i marchwi, więc je też eksperymentalnie wysiałyśmy w uprzednio pomalowanych na biało doniczkach. 
W życiu nie przypuszczałam że może mnie to ekscytować. Może faktycznie nie jest to jakaś przemysłowa ilość jedzenia, ale już sam fakt że to rośnie dostarcza nam wielu powodów do radości.
Roż zachwycony robi plany na przyszłość. Sądząc po jej opowieściach, wyprzemy Holandię z rynku dostawców warzyw. No i fajnie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz