Po południu, na obiedzie u dziadków okazało się, że zając ma już swoje lata i zapomniał rano zostawić wszystkiego co tam nagromadził toteż Róża wzbogaciła się jeszcze o łóżeczko dla lalek, oraz królika olbrzyma w kolorach fosforyzującej marchewki z groszkiem, którego zakup inspirowany był przez dziadziusia rechoczącego radośnie na widok mojej miny (królik 130cm , szerszy w biodrach ode mnie - a to wyczyn). Oprócz tego po gruntownym przeryciu dziadkowego skarbczyka z duperelami córka nasza pozyskała kilka żetonów sklepowych, brelok, trzy ciosane kamienne słoniki i prawie scyzoryk, ponieważ uznałam jednak że czterolatka ze scyzorykiem to nie jest świetny pomysł. W posiadanie majchra wejdzie jak opanuje bezkolizyjne wchodzenie w drzwi (czyli mamy duuużo czasu).
W drodze powrotnej, królik został zapakowany do bagażnika, gdzie wystając uszami zza maskownicy, roztaczał opary absurdu charakterystyczne dla pluszowych gigantów z przodozgryzem. Nie wiadomo, czy to te nagromadzone opary spowodowały eksplozję , czy też Stwórca postanowił wysłuchać moich cichych modlitw o natychmiastową likwidację upiornej maskotki, dość, że na skrzyżowaniu drzwi bagażnika podskoczyły do góry, a neonowe króliszcze wyskoczyło w dal przyprawiając o zawał kierowców za nami. Nieco dalej gruchnęło o asfalt również drewniane łóżeczko i tylko dzięki temu hukowi zorientowaliśmy się co się dzieje. Róża, przytomnie konstatując znaczne uszczuplenie zasobów prezentowych podjęła natychmiastowy lament, wskutek którego tatuś z wdziękiem matadora ruszył między auta na ratunek walającym się po czteropasmówce zabawkom. Uratował, awansował.
Królik został wciśnięty do namiotu metodą "na pych", ponieważ było to jedyne wolne jeszcze miejsce w pokoju, prócz metra kwadratowego dywanu. Będę o nie walczyć jak o niepodległość.
Że też nie wzięliśmy tego scyzoryka.
jam jest córka Tuhaj Beja...
Wierzcie mi na słowo, że za tym delikwentem stoi moja córka. Wyprostowana.
|