sobota, 23 kwietnia 2016

49. Dialogi z podłogi.

1.
R: - Mam pomysł na świetną zabawę
Ja: - No to słucham...
R: - Ja wymyślam nowe rzeczy, takie co mi się spodobają, a ty się na wszystko zgadzasz.

2.
Ja : - Rrróża natychmiast tu przyjdź zebrać te papiery !
R: - Nie będę z tobą rozmawiać, póki się nie uspokoisz.

3.
Ja : - Kochanie, a co Mateuszowi kupimy za prezent?
R: - Nie wiem jeszcze.
Ja: - To twój kolega, chyba wiesz co lubi?
R: - To chłooopak. Chłopaki tylko walczą i się tluką. Może tłuczek?

4.
Ja: - Dziecko, nie bujaj się na tym, bo zlecisz i się poobijasz!
R: - Nie, dziękuję mamusiu. Nie mam takiego zamiaru.

5.
- Mamo!! - krzyczy Róża z wanny - wynalazłam wynalazek !!
- O! A jaki?
- Skarpelusz. (zdj. poniżej)


środa, 20 kwietnia 2016

48.Ka-ching!

Jeśli chodzi o oszczędność, córka niczym się od nas nie różni, czego dowodem był wypad do centrum handlowego,  w którym Róża roztrwoniła majątek na karuzelki, mini samolot oraz na lody. Już przy pierwszej zabawce na dwuzłotówki czułam że więcej nie przejdzie skuteczna jeszcze pół roku temu ściema pt. "to jest zepsute", albo "tak to działa-siedzisz i kręcisz tylko kierownicą".
W końcu inteligencję też się dziedziczy,  więc pytanie "a czemu tu jest dziurka i narysowany piniąc?" było tylko kwestią czasu. Pierwsze dwa przeloty helikoptera sponsorował budżet domowy. Ku utrapieniu rodziców, wzdłuż jednej tylko alejki sklepowej ustawiono pięć takich atrakcji. Róża naturalnie postanowiła przetestować większość (dwie faktycznie były zepsute). Dosiadając statku pirackiego na piątaki, tuż po tym jak usłyszała mój głos sprzeciwiający się tak durnowatym inwestycjom jak falowanie przez trzy minuty w tęczowej imitacji Czarnej Perły, córka moja ukochana zaczerpnęła do kieszeni. I co?  I zainwestowała w rozrywkę, bezbłędnie kojarząc nominał na monecie z rysunkiem obok otworka na pieniądze. Okazało się bowiem, że Róża, dotowana przez babcie i dziadka, nie deponowała datków w skarbonkach i nazbierała sporo kasy w obu kieszeniach kurtki. Po pierwszym sukcesie z łódką, dziecko obleciało jeszcze karuzelę, buldożer oraz auto, po czym zbankrutowało. Przeszukując nerwowo kieszenie, Różka wydłubała grosza i zainteresowała się co może za to nabyć. Ponieważ nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy, zasugerowałam odpłatny przejazd ruchomymi schodami. U góry pokarało mnie za okłamywanie dziecka stoiskiem z lodami, przy którym Róża zmieniła się w rumuńskie dziecię, które nie jadło od tygodnia. Patrzyła wielkimi smutnymi oczami na kuwety smaków i wzdychała.
Oczywiście zmiękczona nabyłam czekoladowy rożek, po którym charakteryzacja rumuńska zyskała na realizmie. Zarządziłam natychmiastową ewakuację do domu.
Po powrocie okazało się, że wszystkie kobiety podobnie czują się po takiej wyprawie : kasa wyszła, a nic sobie nie kupiłam
Najostrzejsze z całej ekspresyjnej serii

   Księżniczka wróżek w stroju roboczym podczas żmudnych prób przeistoczenia zająca w cokolwiek innego.

niedziela, 17 kwietnia 2016

47. Dreamjob

Róża wybrała ścieżkę kariery. Postanowiła zostać księżniczką wróżek, w związku z powyższym po powrocie do domu z ziemskiego przedszkola przeistacza się w "najpiękniejszą na świecie ze wszystkich". Podczas gdy inni relaksują się po dniu pracy, zdeterminowana Rózia upycha się w stylonowe krynoliny na gołe ciało i pląsa w baletkach wywijając różdżką, niestrudzenie próbując spełnić marzenia domowników. Bez korony nie wychodzi z domu, ponieważ świat mógłby się nie domyślić z kim ma do czynienia. Popatruję ze zdumieniem jaki ogrom pracy ma taka księżniczka od rana.



Poranna charakteryzacja



Wielogodzinne wybieranie biżuterii na wszystkie kończyny
To nie jest praca dla leni. Trzeba się przebierać do każdego posiłku w inną suknię i koniecznie pamiętać o dekoracji stołu. 
Nie każdy się nadaje. Aha! I koniecznie trzeba wielbić kolor różowy. Bez tego się nie uda.


wtorek, 5 kwietnia 2016

46. rolla

Przechodząc coś na kształt kryzysu wieku średniego, rzuciłam wyzwanie monotonii życia i postanowiłam jeździć na rolkach. Zakochałam się bowiem w takim filmie który wyświetlam w odtwarzaczu wyobraźni, że sunę cała smukła w elastycznym uniformie po równiutkiej ścieżce, z muzyką w uszach, uśmiechem na twarzy i wiatrem we włosach, płynnymi ruchami tnąc powietrze. Ahhhh....
Oglądałam ten filmik wiele razy, bo nadzwyczaj mi się podobał. Uwierzyłam w każdy detal, nawet w to że umiem jeździć na rolkach, bagatelizując fakt, że ostatnio na rolkach stałam 24 lata temu, przez jakieś 15 minut ( phi, też mi trudność - umiałam wtedy, będę umiała zawsze ).
 Pchana otuchą tekstów z komputera "to jak na łyyyyżwach, daasz raadę", nabyłam rolki od człowieka, który jak się okazało, też onegdaj uwierzył w film swojej wyobraźni. Po zderzeniu z rzeczywistością odsprzedał mi rolki za 1/3 ceny i z serca pobłogosławił dzień w którym się ich pozbył.
Przytaszczyłam swój łup do domu i przy demonstracji małżonkowi zostałam zapytana, czy pomyślałam o tym jak ciężko będzie im zorganizować opiekę dla połamanej w kilku miejscach kobiety, oraz czy karmienie przez rurkę póki się nie zrosnę jest szczytem moich marzeń.
 Róża  natomiast była zainteresowana czemu to nie dla niej te rolki i kiedy jednak dla niej te rolki. Jednym słowem rodzina stanęła murem.
Ignorując szyderców, podstawy bezpieczeństwa oraz obejrzawszy kilkanaście instruktażowych filmów w internecie wyszłam ciemnym wieczorem na lekcję pierwszą. Już po ubraniu rolek na nogi zaczęłam dostrzegać pewne niezgodności z projekcją w mojej wyobraźni. Po pierwsze nie sunęłam, tylko walczyłam o życie w nierównym starciu z grawitacją, a to, co miało być efektowną jazdą okazało się rozpaczliwym machaniem kończynami w celu pozyskania równowagi. Po drugie do smukłości to jeszcze bardzo długa droga, przez co elastyczny uniform również został wyeliminowany do odwołania, a zastąpił go bury dres w którym nie żal się wypierdzielić i wyrwać dziurę. Po trzecie jedyna równa ścieżka, nie będąca jezdnią prowadzi wzdłuż mojego bloku. Zapewniło mi to publiczność, która paląc papierosy tłumnie wyległa na balkony korzystając z darmowej rozrywki. Maraton upokorzeń zwieńczył chłopaczek na oko trzynastoletni, który przejechał obok, owiewając mnie wiaterkiem swojej zajebistości i wykonując poczwórnego toeloopa z wymachem nogi pojechał w siną dal.
Chodzę co wieczór i uparcie ćwiczę. Mimo że nadal wyglądam jak Bridget Jones, wierzę głęboko , że na końcu nieprzyjemnej  drogi  zacznie się przyjemność.


A Róża z Dawidem wije gniazdo

oraz się urządza