Przyszedł. W niedzielę o 6.10 rano w piżamie, z kokonem na głowie, z uśmiechem jokera dzierżąc w dłoniach wyjący budzik.
- Dzwoni! Naprawdę dzwoni! Posłuchajcie, jak wspaniale!!!
- Super, WYŁĄCZ TO ( #@$$&*@/^@# )
- Nie. Musi się sam wyłączyć. - orzekło dziecię przytulając zegarek do piersi.
- To idź do pokoju i tam sobie słuchaj tego wycia.
- A jak zaśniecie? - przejrzała nas
- To cię zawołamy i nas obudzisz
Poszła. Wybudzona poszłam wstawić wodę na kawę i wracając zajrzałam do małego pokoju. Róża siedziała wpatrując się z rozrzewnieniem w cichnący budzik, czule glaszcząc szybkę cyferblatu. Na mój widok uśmiechnęła się radośnie i poprosiła o ponowne nastawienie budzika.
Jest w pół do dziewiątej. Alarm dzwonił już kilkanaście razy w zamkniętym pokoju.
(...)"Na wszystko jeszcze raz popatrzę i pójdę nie wiem gdzie na zawsze".
- Nie. Musi się sam wyłączyć. - orzekło dziecię przytulając zegarek do piersi.
- To idź do pokoju i tam sobie słuchaj tego wycia.
- A jak zaśniecie? - przejrzała nas
- To cię zawołamy i nas obudzisz
Poszła. Wybudzona poszłam wstawić wodę na kawę i wracając zajrzałam do małego pokoju. Róża siedziała wpatrując się z rozrzewnieniem w cichnący budzik, czule glaszcząc szybkę cyferblatu. Na mój widok uśmiechnęła się radośnie i poprosiła o ponowne nastawienie budzika.
Jest w pół do dziewiątej. Alarm dzwonił już kilkanaście razy w zamkniętym pokoju.
(...)"Na wszystko jeszcze raz popatrzę i pójdę nie wiem gdzie na zawsze".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz