Na półce z maskotkami od prawie trzech lat zamieszkuje sobie cichutki pluszowy błazenek, zakupiony onegdaj przez tatusia z sentymentu do wiadomej bajki.
Codzienna zmiana zabawki "do spania" w przedszkolu skłoniła Rózię do rzetelnego przeglądu swych dóbr i wydłubania zza węgła jadowicie pomarańczowej rybki, której do tej pory nie poświęcała zbyt wiele uwagi. Po przeprowadzeniu szczegółowego dochodzenia odnośnie danych osobowych pluszaka, Róż uznał, że Nemo to podejrzane imię i zarządał dowodu w postaci bajki.
Tak więc dziecko oglądało, a ja udałam się preparować kolację w postaci nomen omen...paluszków rybnych.
Gdy postawiłam talerz przed widownią (tato nie wytrzymał i też oglądał) uderzyło mnie zgorszone "o niee" , po czym zbiorowy wybuch wesołości.
Powiedzmy sobie szczerze - nie był to specjalnie przemyślany krok z tą kolacją, zważywszy fakt, że utrafiłam na moment, gdy w kreskówce odbywa się mityng rekinów skandujących hasło "Ryby to kumple, nie żarcie !!!".
Swoją drogą, powinna powstać jakaś bajka o zranionych uczuciach zjadanej czekolady.
"jakiś nieśmieszny ten błazenek"
Nemo jest w pierwszej piątce moich ulubionych bajek!
OdpowiedzUsuńZawsze się, kurcze, popłaczę!
Uwielbiam Dori!
Czyyyy juuuuż móóówicie pooo waaaleeeńsku?
Ps. Wersja niem. słabsza! ;)
uuuoooooczyyywiiiiścieeee waaaleeeeńskiii ruuuuleeez
OdpowiedzUsuń