niedziela, 19 listopada 2017

104. Dziwne sprawy

Jak co sobotę, Rózia z tatą grzebią sie do popołudniadnia w piżamach, podczas gdy ja idę do pracy. Ponieważ jest to zarazem jeden ze słodyczowych dni naszej córki , zazwyczaj na pożegnanie dostaję buziaka usmarowaną od nutelli buzią. Około południa dzwoni mąż z relacją z frontu, bądź córka w pretensjach dlaczego mnie tu nie ma, co niechybnie oznacza, że zakazano jej robić co chce. Zazwyczaj po moim poparciu dla ojcowskiej stanowczosci następuje teatralne westchnienie i naburmuszona cisza. W tę sobotę zadzwoniłam ja zaniepokojona długą ciszą.
Ja: -Halo, co tam u was? Nikt nie dzwoni...
M: -A spoko, tylko Róża chyba powinna przestać wychodzić na dwór.
Ja: -Yy czemu?
M: -Lata po chacie i rozdzierającym głosem woła "Kto mi odda moje dziecko???"
Ja: - O matko... skąd jej sie to wzięło?
M: -Nie mam pojęcia, ale już lepsze to, bo wcześniej wołała  "Kto mi odda moje piwo?" Może jak nie patrzymy to ogląda "Trudne sprawy"....
Coś by mlasnęła, albo tego piwa szuka




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz