niedziela, 5 marca 2017

90. Pańcia

Wracałyśmy do domu. Róża była zmęczona i rozżalona, a więc płaczliwa i marudna. Wymyśliła ze chce iść po murku - dość wysokim, po którym przejście jest jak linoskok cyrkowy. Trzymałam ją za rękę, ale Różany błędnik-obłędnik, który na prostej drodze potrafi spłatać figla, teraz też się popisał i Rózik niemal runął na buzię z wysokości. Załapałam ją w locie, w duchu wyrzucając sobie od idiotek. Róża płakała z nadmiaru emocji, a ja pragnęłam już być w domu. I wtedy, jak to w takich sytuacjach bywa, nadeszła z naprzeciwka pańcia. Pańcia wszechstronnie radząca, kategoryczna i aktywna.
- A w dupę strzelić beksę! - zarządziła - dupa nie szklanka, nie pęknie.
Mogłabym zacytować dalszy ciąg naszej pogawędki, ale nie ma się czym chwalić. Wyrzygałam się na pańcię calym swoim strachem, zmęczeniem i oburzeniem. Nie jestem z siebie dumna.
Dzisiaj siedzę i myślę nad argumentem "mnie bili i wyrosłam na człowieka". Na jakiego człowieka wyrosłaś Pańciu droga? Twoi rodzice dalej cię biją, może już nawet nie żyją, a ty dostajesz manto. Za wszystko co zrobisz niewłaściwie, co ci nie wyjdzie, co zepsujesz, wymierzasz sobie lanie. I nie płaczesz, ani troszkę! Wiesz, że życie nie pieści! Dlatego jesteś tak cudowną pańcią. Bili po tyłku, a uszkodzili ci psychikę. Dupa faktycznie nie pęka, ale naliczyłabym kilka innych miejsc które ci popękały od tego lania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz