Poczęstowano mnie wirusem, tudzież bakterią (któż to wie) i rzuca mi się na różne otwory w głowie. Gdyby nie dokumentacja fotogragiczna, przez moment pomyślałabym, że mam haluny. Wyszlam do kuchni celem zrobienia zapasu herbaty, a gdy wróciłam ujrzałam to. To są wakacje na wodnej dolinie proszę ja was. Tu się relaksuje, pływa łodzią, opala, na kolację jada frutti di mare z własnego połowu i nie zadaje głupich pytań. Toteż i nie zdawałam. Jedynie poleciłam dziecku kategorycznie odziać się na powrót w piżamę, gdyż gołe jak święty turecki zażywało kąpieli w odmętach udrapowanej w fale kołdry. W sumie, mogę chorować na plaży.
Można i tak :)
OdpowiedzUsuń