Tak więc grzywka póki co zostaje, a moje ego kolejny raz klęka przed ołtarzem bożka focha. ("Głupie"- myślicie sobie. Może i głupie, ale przypomnijcie sobie co czujecie wobec swojego fryzjera zaraz po strzyżeniu.)
Poza regularnym dąsem, Rózia zajmuje się szlifowaniem angielskiego metodą eksperymentalną, polegającą na oglądaniu bajek w języku obcym. Eksperyment jest tym ciekawszy, że język nie zawsze jest angielski. Na moje propozycje pomocy w wyborze przynajmniej angielskich wersji, dziecko niezmiennie odpowiada, że "przecież musi się nauczyć", kompletnie czniąjąc fakt, iż native speakerem jest Węgier. Swoją drogą polecam Peppę po węgiersku (matko... brzmi jak danie obiadowe) i i Barbie po czesku.
Efekty kursów językowych mojej córki są ... zdumiewające.
- Up and down - tłumaczy mi Rózia zasadę działania włącznika w lampce.
- I wtedy co się dzieje? - czekam wzruszona
- Gas słat.*
Cóż...Za to przynajmniej nie trzeba podręczników kupować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz