Grudzień jest ,więc mży.
Maszerujemy do przedszkola i rozmawiamy o Kaczce Dziwaczce.
Bezlitosna genetyka obarczyła Różę moją koordynacją i równowagą, więc często potykamy się na prostej drodze i obijamy o niewidoczne.
Dzisiaj Róża wywraca się jak co dzień w stałym miejscu, ja marudzę jak co dzień bez sensu , że ma uważać, wszystko dzieje się w znajomej , bezpiecznej i przewidywalnej konwencji. Kończę wywód o uważnym stawianiu nóg, którego nie słucham nawet ja . Nie mogę przestać truć?
Przecież to nie jej wina, tak już ma .
Też tak mam.
"- Mamo, ja utknęłam w lepkiej deszczowej polewie i zaplątały mi się nogi od kropli."
Nie, jednak tak nie mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz