"- ooo, nieźle ci wyszło! prawie papuga!" i uśmiechałam się pod nosem. Do dzisiaj tak ze sobą gadam, jak ona na tym balkonie. Niejednokrotnie te dialogi wywoływały sytuacje co najmniej krępujące. Chodzę i gadam ze sobą odkąd pamiętam i nigdy nie chciałabym, aby ta wewnętrzna przyjaciółka się zamknęła. Na balkonie sytuacja rozwijała się w stronę: " aaaaa!nieee! nie tak...i co teraz ?", przeczuwając więc rychłe zapotrzebowanie na pocieszyciela, ruszyłam w kierunku katastrofy.
Rózia patrzyła z dezaprobatą na nieudany jej zdaniem obrys.
- Co to myszko? - zagaiłam popatrując na dziwnego kulfona wypracowanego markerem
- Może to wiewiórka. A może jakaś stara baba... - zamyśliło się dziecko.
- A to one są, yyy podobne?
- Mamooooo... no oczywiście!
Popatrzyłam i zobaczyłam. Naprawdę zobaczyłam. Róża poszła zrobić siku, a ja stałam i gapiłam się w ten kształt, zafascynowana jej wyobraźnią.
Z przyjemnością też obserwuję przełom w podejściu do ilustrowania - na dobre porzuciła "pętle w kolorze" i znienacka zaczęła tworzyć nieco bardziej realistyczne obrazki. Z tym, że nie robi z tego sensacji i zachowuje się zupełnie tak, jakby przez cały czas to potrafiła, tylko akurat teraz zachciała się ujawnić. Kto ma ochotę, może zerknąć na proces tworzenia kota. Dodam, że żyjący model kota zalegał w tym czasie w koszyku pod stołem, a rysownik odwzorowuje kształt z wrodzoną uczciwością. Co nie oznacza wcale że model jest zapasiony. Dotarło do mnie po czasie, że kot był zwinięty w kłębek.
Z przyjemnością też obserwuję przełom w podejściu do ilustrowania - na dobre porzuciła "pętle w kolorze" i znienacka zaczęła tworzyć nieco bardziej realistyczne obrazki. Z tym, że nie robi z tego sensacji i zachowuje się zupełnie tak, jakby przez cały czas to potrafiła, tylko akurat teraz zachciała się ujawnić. Kto ma ochotę, może zerknąć na proces tworzenia kota. Dodam, że żyjący model kota zalegał w tym czasie w koszyku pod stołem, a rysownik odwzorowuje kształt z wrodzoną uczciwością. Co nie oznacza wcale że model jest zapasiony. Dotarło do mnie po czasie, że kot był zwinięty w kłębek.
Zrozumiem każdego zdziwionego moim zachwytem nad tą pracą. Proszę mi jednak wybaczyć, pozostanę sobie zachwycona. Dla mnie nawet najpiękniej pokolorowany obrazek bowiem, nie będzie w stanie zastąpić własnoręcznie stworzonego rysunku. No nie będzie. A kota uwieczniamy, zanim wieczność się o niego upomni. Ostatnio trochę nas nastraszył i pomyślałam, że należy mu się portret przedśmiertny, ale kot się rozmyślił i nabrał wigoru (co ogromnie mnie cieszy i rodzi nadzieję na cykl prac z kotem w roli modela).
wiewiórka lub stara baba |
kot faktycznie zjawiskowy.jak pisuje moja ulubiona pasierbica-BOSKI.Tylko on naprawde fajny.Nieskromnie dodam,ze wiekszosc talentow Szoszana ma poi babci.
OdpowiedzUsuńNo raczej!
Usuńzacny babowiewiór :) proszę pogratulować autorce :)
OdpowiedzUsuńNie omieszkam :)
OdpowiedzUsuńRozia nie przejawi szczegolnego entuzjazmu oddajac Twarz kota.Ale to faktycznie ZABAWNE.
OdpowiedzUsuń