Przywykliśmy już w domu do zmiennych i wielowątkowych pasji naszej córki, toteż równolegle do szału kukiełkowo-teatralnego obserwujemy totalny odpał na punkcie biżuterii. W zasadzie wszystko rozpoczął Dzień Kobiet, który wywarł na Rózi bardzo pozytywne wrażenie. Do tego stopnia pozytywne, że ogłosiła go swoim ulubionym dniem zaraz po dniu urodzin. Obdarowana kwiatami i łakociami, Róża rozpusciła się w oceanie atawizmów i bezbłędnie skojarzyła fakt bycia kobietą z pudełkiem na biżuterię. Niestety panie przedszkolanki bezlitośnie zakazują obwieszania się koralami tłumacząc się bezpieczeństwem podczas zabawy, toteż Róża nadrabia niedostatki stylizacyjne zasiadając do kolacji ustrojona jak ołtarz wotywny w kaplicy maryjnej. Efekt psuje nieco dziesięć za dużych pierścionków, po jednym na każdym palcu, które zsuwając się z paluchów lądują wokół talerza,utrudniając konsumpcję i tak już rozwleczoną w czasie.
Dla umilenia nam czasu między atakami szału podczas zbierania tych kretyńskich-po-jaką-cholerę-kupowanych sygnetach z poliwęglanu córeczka nasza intonuje pieśń na nutę marszową, której tekst wskutek parafrazy własnej brzmi "Jestem muzykantem konfabulantem".
W punkt.
Sprawa była ważka,przyleciała ważka.
brawo Mala! Prezenty od dziadziusia zawsze sa debest.
OdpowiedzUsuńlubie te mala....
OdpowiedzUsuń:D dziękuję w imieniu małej
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń