Wracając do urodzin, które wyczekiwane od dawna nareszcie nastąpiły, zostały przez nasze dziecko nazwane Najlepszymi W Jej Życiu. Mimo uprzednio snutym scenariuszom, nie musieliśmy bukować biletów w Operze Wiedeńskiej. Obleciało salą zabaw z kulkami i stałym scenariuszem totalnej glupawki na trampolinach, malowania gąb wedle życzenia, oraz dyskoteki. Na skutek przytomnej interwencji tatusia, dzieci tańcowały do piosenek adekwatnych do ich wieku, w odróżnieniu od poprzedników, którym czas umilały przeboje disco polo (sądząc po chóralnych pieniach dzieciaczki raczej były w temacie...cóż może tylko nas dziwią przedszkolaki nucące coś o gorącej nocy z rudą lalą). Absolutnym spełnieniem życzeń dekoratorskich Różki okazał się tort od Cioci, która wykonała dzieło z Kaczką Dziwaczką, tak piękną, że jeszcze w domu wskutek pieszczot i głaskania paluchem jubilatki, czubek z kokardą doznał poważnego uszczerbku i musiał być zastąpiony tekstylnym erzacem.
Gorszących scen i awantur odnotowano niewiele, z tym, że wszystkie odbyły się w gronie dziewczęcym, gdy animatorka wykończona zdobieniem kilkunastu dziobów, wyjęła tajną broń w postaci monidła ze sklejki zmalowanego w motyw "Krainy Lodu". Nakazała nieletnim wetknąć łby w otwory i pozować do zdjęć w charakterze księżniczek Arendell, a sama kurcgalopem udała się w stronę toalety. Nikt nie przewidział, że o otwór w Elsie będzie się tłukła grupka zmalowanych w motylki (i księżniczkę -Róża) czterolatek, podczas gdy otwór w Annie służył za chwytak dla przytomnego rodzica, który w ostatniej chwili włożył weń rękę i zapobiegł katastrofie powalenia monidła na mnie wraz z kotłującym się tłumkiem kandydatek na Elsę.
Przeżyłam by móc to opowiedzieć.
Dzięki temu doświadczeniu dodałam kolejny zawód którego nie chciałabym wykonywać za żadne pieniądze. Świat animacji dziecięcych zabaw na zawsze stracił szanse na pozyskanie pracownika.
Życzeniem był make-up na księżniczkę. Wyszła trochę prostytutką z koroną, ale Różka była zachwycona.
pod tym dziełem straciłabym życie
Tort przed skutkami pieszczot.
Osz w mordkę...
OdpowiedzUsuńOsz w mordkę...
OdpowiedzUsuńPo pierwsze!
OdpowiedzUsuńJestem oburzona! Dlaczego zrezygnowaliście z Opery Wiedeńskiej! Proszę się na przyszły rok poprawić!
Po drugie!
Piosenki disco polo mają tą cudowną właściwość, że potrafisz je zaśpiewać już przy drugim podejściu (czy tego chcesz czy nie )wiem co mówię -przetestowanie na sobie i dzieciach!
Po trzecie!
Też chcę koszyczek z Maszą! Wierząc twojemu opisowi, jego zawartość jest idealna na piknik z moimi kochanymi synkami!I niekoniecznie chodzi mi tu o patelnię z rybą!
Ps. Nie chciałabym podcinać ci skrzydeł, ale obawiam się że światowej sławy wizażystką nie zostaniesz! ;)
Się proszę ja ciebie zdecyduj kobieto : czy Opera Wiedeńska, czy disco polo.... kuferek Maszy nie zawiera podstawowego składnika uspokajającego , jeno naczynia.
UsuńA wizaż popełniła Pani Animatorka, wytrenowana w motylkach, tygryskach i spajdermenach. Niegotowa była na wyzwania w postaci księżniczek, zaczerpnęła więc z burleski.
Ja widzę to tak:
UsuńPodczas jazdy do Wiednia słuchcie disco polo, zeby nadrobić braki w edukacji swojej i dziecięcia- żeby potem wykluczona z grupy się nie czuła;)
Następnie wstępujecie do opery.
Po tym wszystkim wpadacie do mnie z kuferkiem Maszy, a ja się zatroszczę o brakujące ogniwo!
No dobra! Po dwa ogniwa!
Drżę z podniecenia na samą myśl o realizacji tego scenariusza.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA! I zwracam honor za ten make up!
OdpowiedzUsuńOczy miałam załzawione ze śmiechu podczas czytania tej relacji i nie doczytałam, że to nie twoje dzieło!
Pani światowa i obyta w różnych formach teatralnych. Ja najwyraźniej muszę braki nadrobić bo wychodzi, że się nie znam.